Nasz patron
Treść
ŻYCIORYS DANUTY SZAFLARSKIEJ
Dzieciństwo w Kosarzyskach
Na północnych krańcach cesarstwa austro - węgierskiego w obrębie galicyjskiego miasteczka Piwniczna, w Kosarzyskach 6.02.1915 roku przyszła na świat dziewczynka. Rodzicami jej byli nauczyciele tutejszej szkółki Aleksander i Wanda Szaflarscy; on rodowity góral, ona z rodziny Karmańskich z Krakowa.
Dziewczynkę ochrzczono Zofia Danuta. Mała od początku nie lubiła imienia Zofia, natomiast bardzo podobało się jej imię Danuta- choć pogańskie (z tego też powodu znalazło się na drugim miejscu w metryce urodzenia).
Dzieciństwo spędzone w Kosarzyskach na zawsze zapisało się w jej pamięci jako okres szczęśliwy, mimo pewnych kłopotów mieszkaniowych, z którymi borykała się rodzina (najpierw lokum w leśniczówce, później w szkole).
Wiejskie realia: gospodarstwo, ogród, ule, bieganie boso po łąkach, zabawy z dzieciarnią z pobliskich chałup, wszystko to stanowiło radosny sens życia rezolutnej dziewczynki. Wolność nieskrępowana żadnymi konwenansami.
Były także i smutne przeżycia: śmierć starszej siostrzyczki (zmarła na szkarlatynę) i nagła śmierć ukochanego ojca (zmarł na zapalenie wyrostka robaczkowego). To po nim, jak później wielokrotnie będzie powtarzać w wywiadach, odziedziczyła pogodne usposobienie. A upór i twardy charakter? Kozdo górolka mo takom nature. Ta, urodzona w Kosarzyskach, także.
Szkoła w Nowym Sączu
Po śmierci ojca (miała wtedy 9 lat) przeprowadzili się (tzn. ona, młodszy brat i mama) do Nowego Sącza. Najpierw mieszkali przy ul. Sienkiewicza, potem przy ul. Szujskiego, wreszcie przy ul. Podhalańskiej. Ale nie ten brak stabilizacji mieszkaniowej był najgorszy. Najgorsze było to, że musiała... założyć buty! Koniec z wiejską swobodą, z ganianiem na bosaka po łąkach od wiosny do jesieni. Tu obowiązywały już inne zasady.
Uczęszczała do Żeńskiego Prywatnego Gimnazjum matematyczno-przyrodniczego (przy Plantach). Marzyły się jej w przyszłości studia medyczne. Do dziś pamięta wykładowców z tamtej szkoły- dyrektorem był prof. Getman, Maria Flisówna uczyła matematyki, Maria Hebenstreit języka polskiego, łaciny uczył Józef Bogusz. Witold Rowicki (później słynny dyrygent) prowadził w szkole zespół mandolinowy. A rysunków uczył Bolesław Barbacki. Malarz, aktor, reżyser. Prowadził w Sączu amatorski teatr Towarzystwa Dramatycznego. On to właśnie 12-letniej Danusi zaproponował zagranie Michasia w Horsztyńskim J. Słowackiego. Dla gimnazjalistki uczestniczącej w zajęciach szkolnego kółka teatralnego zagranie na prawdziwej scenie było nie lada wyzwaniem i przeżyciem. Po przedstawieniu dziennikarz nawet przeprowadził z nią „wywiad”. Pamięta, że na jego pytanie: Jak masz na imię? odpowiedziała przekornie: Jak czekoladka.
Wkrótce przyszły kolejne spektakle: Tomcio Paluch, Za siedmioma górami, Wesele Wyspiańskiego. Właśnie tu, w Nowym Sączu, rozpoczęła się ta wspaniała przygoda z teatrem.
Studia w Krakowie
W 1934 r. (ma już 19 lat) wyjechała na studia do Krakowa. Niestety, nie mogła sobie pozwolić na wymarzoną medycynę, wtedy były to zbyt kosztowne studia. Zdała do Wyższej Szkoły Handlowej, ale w połowie II roku zachorowała na tyfus i matka zabrała ją do Nowego Sącza.
Kraków, za którym przepadała w dzieciństwie (mieszkała tu przecież jej babcia i ciocia) nie okazał sie dla niej zbyt przyjazny. Późniejsze, koszmarne przeżycie wojenne jeszcze bardziej spotęgują te negatywne odczucia. Silny organizm zwalczył chorobę, wróciła do zdrowia - ale do Krakowa już nie wróciła. Szkolni koledzy J. Kłosowski i T. Sokołowski namówili ją, by zdawała do... szkoły teatralnej do Warszawy.
Szkoła teatralna w Warszawie
Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej był pierwszą polską nowoczesną uczelnią kształcącą aktorów i reżyserów. Powstał w 1932 r. z inicjatywy L. Schillera i A. Zelwerowicza. To oni m. in. zasiadali w komisji egzaminacyjnej przyszłych studentów Instytutu. Szaflarska przybyła na egzamin kompletnie nieprzygotowana. Płynnie odpowiadała tylko na pytania dotyczące jej personaliów i wyrecytowała fragment Janka Muzykanta H. Sienkiewicza, a dalej- jak sama stwierdziła- to już była kompletna kompromitacja. Podobną niewiedzą „popisali się” Hanka Bielicka i Janusz Duszyński. Dyrektor Zelwerowicz zażądał, by ponownie zgłosili się, gdy zapoznają się z książką B. Orlicza „Pięćdziesiąt lat teatru”. Polecenie wykonali i przez najbliższe trzy lata pod okiem sławnych, ale bardzo wymagających wykładowców kształcili swe aktorskie umiejętności. Scena całkowicie opanowała młodą adeptkę sztuki. Kiedyś, będąc na wakacjach w Kosarzyskach, zapytała dumnie swoją koleżanką ze Świniarek: Julka, jak myślisz, jaki ja będę teraz mieć zawód, no, kim będę? Koleżanka popatrzyła na nią i spokojnie odparła: Cosi mi sie widzi, ze kumediantkom.
W 1939 r. Danuta Szaflarska z wyróżnieniem ukończyła PIST.
Wojna – Wilno, Warszawa, Kraków
Zadebiutowała rolą Parnette w farsie C. Pugeta w wileńskim Teatrze na Pohulance. Grali z nią także H. Bielicka i J. Duszyński.
17.09.1939 r. Wilno znalazło się pod okupacją radziecką. Zapanowały chaos i nędza. Kiedyś po przedstawieniu (grali jakąś komedię) dostała tragiczną wiadomość o śmierci brata. Zginął w bitwie. Przed chwilą rozśmieszała ludzi do łez, teraz z rozpaczy i bezsilności tłukła głową o ścianę. W Wilnie wytrwała do 1941 roku. Zagrała około 20 ról, od klasyki po komedie obyczajowe.
Postanowiła (wraz z mężem J. Ekierem) wrócić do Warszawy. Było to przedsięwzięcie niebezpieczne i zgoła szalone, ale dzięki jej ogromnej determinacji i góralskiej brawurze (nakrzyczała na esesmana!) podróż zakończyła się pomyślnie.
Warszawa podpisała kapitulację, ale nigdy się nie poddała- zeszła do podziemia. W konspiracji działał także teatr i tu wkrótce znalazła sie Szaflarska. Wstąpiła do AK. Związała sie z Teatrem Podziemnym Delegatury Rządu RP na Kraj.
Próby pod okiem L. Schillera i E. Wiercińskiego, odbywały sie w prywatnych mieszkaniach. W 1943 stała się członkiem zespołu Teatru Frontowego.
Wybuch powstania (1.07.1944) zastał ją z roczną córeczką Marysią, matką i mężem w mieszkaniu znajomych na Polnej. Szczęśliwie udało im się zbiec stamtąd, gdy teren opanowali Niemcy. Dzięki znajomemu udało się jej znaleźć dla siebie i bliskich tymczasowe loku. 15 sierpnia 1944 r. zgłosiła sie do Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej przy Mokotowskiej. Uczestniczyła w organizowaniu koncertów dla powstańców i ludności cywilnej, wykonywała zadania łączniczki(związana była z Komendą Główną AK), sama jednak woli określenie goniec, posłaniec. Łączniczką faktycznie była podczas roboty konspiracyjnej w Krakowie. Miałam to szczęście, że nikt z moich najbliższych nie zginął, ale gdy przypominam sobie ten czas, trudno mi dziś zrozumieć, jak udało nam się przetrwać tę gehennę aż 63 dni. Dwa długie miesiące. Okazuje się, że człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego. Nabiera z czasem jakiejś twardości, odporności. Na dworze wciąż słychać było wybuchy, a w gmachu Architektury przy Koszykowej odbywały się koncerty. Pamiętam, jak mój mąż, Jan Ekier, grał etiudę rewelacyjną Chopina, a kule wpadały przez okno i nawet nie przerwał grania. (Rzeczpospolita, 19.02.2013)
Po latach, uczestnicząc w próbach do sztuki Między nami dobrze jest (reż. G. Jarzyna), będzie opowiadać zespołowi o życiu w okupowanej Warszawie, znała to z bolesnej autopsji; kreując, zatem rolę Osowiałej Staruszki na Wózku Inwalidzkim, mówiła o zdarzeniach, które widziała, które przeżyła.
Wojenną gehennę spotęgował upadek powstania. Exodus wypędzonych z niepokornego miasta na zawsze wrył się w jej pamięć. Wspomina, że jacyś ludzie w Bochni zaopiekowali się nimi (była z maleńką córeczką i matką). Pierwszy szok przeżyła, gdy podano im obiad. Przy stole. Jedzenie. Jedzenie na talerzach. Coś tak oczywistego wtedy wydawało się im niepojętym dobrem i luksusem nieosiągalnym dla nich od bardzo wielu tygodni. Drugi szok przeżyły, gdy przygotowano im nocleg. Spanie w łóżkach. Były tak zawszone, że bały się zniszczyć pościel gościnnym gospodarzom. Pokładły sie tak, jak zmuszała ich dotąd wojenna rzeczywistość- na podłodze. Wreszcie Kraków. Koniec powstańczego exodusu, ale nie koniec wojennego koszmaru. Kiedyś mało nie wpadła w hitlerowskie szpony podczas łapanki na jednej z krakowskich ulic. Wywinęła się z tego. Szczęście? Na pewno. Ale siła charakteru, opanowanie i spryt pomogły jej wyratować się z groźnej opresji. Do końca wojny pozostała w podwawelskim grodzie, dzieląc czas między pracę w konspiracji a obowiązki rodzinne.
Po wyzwoleniu jeszcze przez rok została w Krakowie, występując na deskach Teatru Starego. Wiąże się z tym zabawne zdarzenie: grała w Teorii Einsteina czternastolatkę. Jeden z krytyków zapytał ją za kulisami: Jak ci się, dziecko, podoba w teatrze? Odpowiedziała, że bardzo jej się podoba. Nazajutrz zakłopotany krytyk przyszedł z przeprosinami, usprawiedliwiając się, że sądził, iż rozmawia z nastolatką (aktorka miała wówczas 30 lat, ale faktycznie- wyglądała na osiemnaście). W Teatrze Starym poznała L. Buczkowskiego, który zaangażował ją wraz z J. Duszyńskim do filmu Zakazane piosenki. Przeprowadziła sie do Łodzi.
A jednak Warszawa
Zakazane piosenki L. Buczkowskiego (1946) były pierwszym polskim powojennym filmem pełnometrażowym. Jego akcja rozgrywa się w okupowanej Warszawie. Szaflarska odtwarzała w nim rolę Haliny Tokarskiej. Sama musiała wystarać się o stroje, ale (grając w filmie) wreszcie mogła najeść się do syta. Po premierze nadal chodziła w ubraniach z filmu, złośliwi szeptali, że się celowo popisuje, „szpanuje”, a ona po prostu nie miała nic innego do ubrania. Film stał się (mówiąc językiem współczesnych mediów) hitem. 31-letnia wówczas Szaflarska nie zdawała sobie sprawy z tego, że współtworzy kultowy obraz kinematografii polskiej, a sama zostanie okrzyknięta pierwszą amantką powojennej kinematografii. Rola Krysi Różyckiej w Skarbie (1948, reż. L. Buczkowski) ugruntowała jej sławę aktorki filmowej.
W Łodzi grała w Teatrze Kameralnym Domu Żołnierza do 1949 r. Po likwidacji Teatru wraz z zespołem E. Axera przeniosła się do Warszawy. Najpierw grała w Teatrze Współczesnym, potem w Teatrze Narodowym, a od 1966 r. w Teatrze Dramatycznym. Gościnnie występowała prawie na wszystkich warszawskich scenach. Na planie filmowym pojawiała się jednak rzadko, jej delikatna aparycja kłóciła się z socrealistycznym wizerunkiem twardej robotnicy czy dziarskiej dziewoi na traktorze, (chociaż trafiły się jej niewielkie rólki epizodyczne). Zmianom w życiu zawodowym towarzyszyły zmiany w życiu prywatnym- drugie małżeństwo (z J. Kilańskim) podobnie jak pierwsze zakończyło się rozwodem. Pozostała druga córka Agnieszka i... miłość do teatru. Tej nie mogła i nie chciała wyrzec się nigdy, a tego właśnie od niej oczekiwano. W latach 70-tych powróciła na ekran. Zajmowała się także dubbingiem.
W 1985 r. przeszła na emeryturę, ale ze sceną i filmem nie rozstała się. W wieku 95 lat została zaangażowana do TR Warszawa G. Jarzyny. Była fenomenem teatralnym i filmowym- jedyną aktorką na świecie, która w wieku stu lat była nadal czynna zawodowo. Zmarła 19 lutego 2017 w Warszawie, w wieku 102 lat. 28 lutego 2017 została pochowana na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.